They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozejrzałem się, ale nie zobaczyłem nikogo.Przez ciemnobrązowe zasłony sączyło się słabe światło.Świeciło się również czerwone kontrolne światełko telewizora.Gdyby ktoś tu był, zobaczyłbym go od razu.To chyba resztki kołaczącego się w mózgu sennego koszmaru.Odwróciłem się na bok i sprawdziłem godzinę na zegarku, który leżał na nocnej szafce.Była druga dwadzieścia pięć – ta szczególna mroczna i krótka poranna pora, kiedy Żniwiarz ścina wszystko, nie szczędząc kwiatów wśród brodatych kłosów.Leżałem przez chwilę z głową na poduszce zastanawiając się, co przyniesie nadchodzący dzień.Ale niepodobna było wyobrazić sobie Wielką Otchłań.Myślałem o niej jako o ciemności i tylko ciemności.Już miałem od nowa zapaść w sen, kiedy z łazienki dobiegł mnie słaby pisk.Nie była to mysz ani świerszcz.Taki odgłos wydaje ludzka skóra, kiedy ociera się o powierzchnię glazury.Tam, w tej łazience, musiał ktoś być.Leżałem nieruchomo wstrzymując oddech i nastawiając uszu.Serce waliło mi w piersi głuchym powolnym rytmem, a w głowie czułem szum pulsującej krwi.Przez dłuższy czas jednakże, ponad minutę, nie dochodził mnie żaden dźwięk.Gdzieś wysoko ponad ziemią ze stłumionym warkotem przelatywał samolot, dudniła przejeżdżająca ciężarówka.Więcej nic.I nagle – skwiiiz!Ostrożnie wyszedłem z łóżka i sięgnąłem po ubranie.To nie do wiary, jak głośno szeleszczą bawełniane spodnie, kiedy się je na siebie wciąga.Trzeszczą jak trzykondygnacyjny namiot z celofanu, który niezgrana trzydziestoosobowa ekipa rozkłada w wesołym miasteczku.Zapiąłem pasek, darowując sobie koszulkę polo.Stałem w ciemnościach chłodnego pokoju nasłuchując bez przerwy.Wytężając wzrok stałem długą chwilę przejęty ciekawością i obawą.Powątpiewając, snując marzenia, jakich dotąd żaden śmiertelnik nie odważył się snuć.–Kto tam? – zapytałem głosem cienkim jak rozwodnione mleko.– Czy jest tam ktoś?Zerknąłem w kierunku drzwi.Były zamknięte i zabezpieczone łańcuchem.Ewentualny włamywacz miał tylko jedną drogę – okno od łazienki.Nie wydawało mi się to jednak możliwe.Okno łazienkowe było wprawdzie dosyć szerokie, ale miało tylko piętnaście centymetrów wysokości i nikt nie byłby w stanie się przez nie przecisnąć.Stąpając cichutko bosymi nogami podszedłem pod drzwi łazienki.Stałem nasłuchując, jakieś pół godziny.Włosy zjeżyły mi się na głowie, dygotałem jak w febrze.Skóra mi ścierpła – co mogło być spowodowane chłodem panującym w pokoju.Tak przynajmniej starałem się w siebie wmówić.Bać się? Kto, ja? Czego? Nocnych pisków? Byłem prawie sparaliżowany ze strachu.Czekałem i czekałem modląc się, aby moje podejrzenia okazały się bezpodstawne.Panie Boże czy też Wielki Manitu, błagam cię, niech nikogo nie będzie w tej łazience.Lecz wiedziałem, że za chwilę będę musiał pchnąć drzwi, zapalić światło i wejść do środka.To było nie do uniknięcia.Nie mogłem przecież wrócić do łóżka i spokojnie przespać reszty nocy nie upewniwszy się, że łazienka jest pusta.Chrząknąłem.–Jest tam kto? – zapytałem zdecydowanie.No tak, bez wątpienia.Setka piskliwych głosików, jak z disneyowskich bajek, odkrzyknie mi zaraz: „To tylko my, duchy!”Otworzyłem drzwi.Trzasnęły lekko i uderzyły o wyłożoną kafelkami ścianę.W łazience było trochę jaśniej niż w sypialni, ponieważ przenikało do niej światło z ulicy.Mogłem odróżnić wannę, klozet i umywalkę.Baterie połyskiwały niklem.Lustro rzucało ciemne refleksy.Było to lustro jak wymarzone dla samobójców.W takie lustra spoglądają zniechęceni do życia mężczyźni, gdy przykładają brzytwy do swoich gardeł.Czyż może być lepsze miejsce, aby zakończyć nieudaną egzystencję, niż motel Thunderbird?Ze zmarszczonym czołem spojrzałem na oszkloną kabinę prysznicu.Wydawała się pusta.Taką miałem przynajmniej nadzieję.Ale majaczył tam jakiś kształt, jakiś cień, który wyraźnie odcinał się barwą od koloru kafli.Doznałem uczucia, że podłoga usuwa mi się spod nóg [ Pobierz całość w formacie PDF ]